Ostatnimi laty nastała ponowna moda na ogrody w słojach. Wielkie, hermetycznie zamknięte dzbany napełnione ziemią i różnymi roślinami, potrafią przetrwać nawet dziesiątki lat.
Najbardziej znany ogród w słoju
Najstarszy znany taki ogród w słoju, został założony w 1960roku przez francuskiego inżyniera elektryka Davida Latimera. Podlewał go do 1972, kiedy ostatecznie zamknął cały ekosystemik na amen. Posadzoną w środku trzykrotkę jedynie mniej lub bardziej wystawia obecnie do światła słonecznego. Parująca w szczelnej butli woda skrapla się na ściankach i ponownie podlewa roślinę. Bakterie glebowe rozkładają zwiędłe liście itd. Stworzył maleńki odizolowany świat. Rozpoczęła się moda na ogrody w słojach.
Pan Latimer jednak nie był pierwszym, który wpadł na szklane słoje z roślinami. Oczywiście, znowu zdarzyło się to „przypadkiem”, wiele dekad przed jego narodzeniem.
Historia słojów
W 1834 roku doktor Nathaniel B. Ward, który był lekarzem i botanikiem amatorem, założył hodowlę gąsienic. Poczwarki umieścił na żyznej, wilgotnej ziemi i szczelnie zamknął słoik. Niestety nie grzeszył dobrą pamięcią i o nieboraczkach zapomniał. Pamięć wróciła po długim czasie. Z gąsienic zostały tylko truchełka, ale co zaciekawiło badacza, to wyrosłe na wilgotnej ziemi rośliny. Nie wyschły i miały się w jak najlepszym zdrowiu.
Jego odkrycie stało się przełomem, ale nie przeniosło się do salonów, a na ….statki.
Podbój roślinnego świata
Do tej pory botanicy z różnych europejskich krajów, po odnalezieniu nowych, nieznanych roślin przesyłali je statkami na macierzysty ląd. Cebule, całe rośliny, nasiona itd wędrowały miesiącami na statkach z Australii, Ameryki czy Afryki. Francja, Wielka Brytania czy Hiszpania plądrowały nieznane lądy, by założyć na nich kolonie.
Przy okazji, ponieważ nastała era rozwoju różnych dziedzin nauki, a świat znudzony szukał różnych nowinek, szukano roślin i zwierząt nieznanych na starym lądzie.Wysyłały, więc ówczesne, europejskie mocarstwa śmiałków w nowy świat. Ci pieszo i samotnie, bo taka była moda, przemierzali nowe ziemie i szukali okazów do królewskich ogrodów.
Wyobrażacie sobie, jaka to była mrówcza i niewdzięczna praca? Kiedy już takiemu biedakowi udało się coś znaleźć, przynieść to na plecach setki kilometrów do portu, to ostatnim jego zadaniem, było nadać znalezisko najszybszym transportem czyli statkiem.
Pomyślcie sobie jak rośliny były pielęgnowane przez marynarzy w półrocznej podróży….
Zepchnięte pod pokład, często oblewane lodowatą, morska wodą, bez dostępu do powietrza, podgryzane przez okrętowe szczury, miały marne szanse na przetrwanie. Prawdopodobnie tylko 1 roślina na 1000szt przewożonych, przetrwała podróż, zaaklimatyzowała się na nowym lądzie i rosła dalej.
Tyle pracy, by tylko jedna na tysiąc dotarła do celu.
Zamykanie słojów z całymi roślinami, cebulami czy nasionami pozwoliło na przełom w tych syzyfowych pracach. Hermetyczne, szklane skrzynki Warda, jak je nazwano, często wielkich rozmiarów,pozwalały na bezpieczny transport nawet wrażliwych okazów.
Rośliny tworzyły w nich swój mały ekosystem, nie wysychały, a glebowe mikroby powodowały, że utrzymywała się cieplejsza temperatura w słoju niż na zewnątrz. Nie straszna już była morska woda i przeciągi.Tak do Europy trafiły np dalie z Meksyku, które miały stać się alternatywą dla ziemniaków na francuskiej ziemi, a okazało się, że zafascynowała się nimi cesarzowa Józefina.
Dzięki szklanym, szczelnym słojom i ogrodom w słojach praca maluczkich na bezkresach zdobywanych lądów nabrała znaczenia.Widziałam już wiele roślinnych słojów, niestety żaden z nich nie był samodzielnym ekosystemem.
Zakładaliście kiedyś takie ogrody w słojach? Dajcie zdjęcia w komentarzach. Chętnie je obejrzymy..
Tekst na podst.ksiązki – Mądrość i cuda świata roślin,J.Goodall, On the Growth of Plants in Closely Glazed Cases (Cambridge Library Collection – Botany and Horticulture) Reissue Edition, N.B. Ward