Dzieci i ogromna ilość dorosłych nie cierpią kiszonek. Przyznam, że ja też nie byłam wielkim amatorem fermentowanych, dopóki nie spotkałam Hajduczka (www.hajduczeknaturalnie.pl ). Na jakimś zielarskim spotkaniu Hajduczek przywiozła swoje kiszonki. Dziewczyna ukisiła chyba wszystko co spotkała, bo taką ilość słoji miała, że ledwo mieściło sie na stole. Smakowało mi dosłownie wszystko, prócz jednej rzeczy. Kiszone cytryny wywołały u mnie wycisk łez i dozgonne przekonanie, że ich pH było koło 1, czyli jak kwas solny stężony. To było dla mnie takie kwaśnie, że mało nie szorowałam językiem po betonie, by choć trochę pozbawić się tej kwasoty. Cytryn kiszonych więc polecać nie będę.Za to polecę Wam kiszone jabłka.
Dzisiaj na rynku spotkałam maluchy-jabłka. Pogardzane przez kupujących, czekały na mnie. Jabłka kisimy w całości, dlatego warto wybrać te najmniejsze.
składniki:
jabłka – maluchy
liście wiśni
na każdy litr zalewy:
-litr wody
-15 ml soli kamiennej
-15 ml cukru
-3 cienkie plasterki chrzanu
-łyżka zakwasu chlebowego lub łyżka mąki żytniej
-laska cynamonu
Gotujemy zalewę ze wszystkimi dodatkami(prócz zakwasu) i ochładzamy. Dodajemy zakwas i porządnie mieszamy.
Do wielkiego słoja(mój ma 5 litrów i zmieściło się ok 2,7 kg jabłek) wkładamy na spód liście, na to całe jabłka, u góry liście. Jak wielki słój, to można w połowie słoja, jeszcze dołożyć zieleniny.
Zalewamy wszystko gotową wodą, razem z przyprawami, tak by całkowicie zakryć jabłuszka.
I czekamy…..
Niby 3-4 dni, ale ja czekam min 7 dni. Z resztą, kto zabroni podjadać wczesniej i zobaczyć, kiedy są najlepsze.
Może na takie pięknotki skuszą się wasze dzieci?
Szeptunka Maria