Kiszonki-ciąg dalszy
Za mojej młodości, zimą do każdego obiadu musiały być albo kiszone ogórki albo surówka z kiszoną kapustą. No chyba, że mama sie ulitowała i zrobiła gotowaną marchewkę z groszkiem.
Dzisiaj chce Was namówić na kiszonke z wielu warzyw, która pasuje i do obiadu i do kanapek i sama. Piękną, kolorową i bardzo smaczną, zwaną przez niektórych kiszoną salsą.
Nie mam malaksera, więc wszystko kroję w piękną kostkę, jak najmniejszą się uda. Oryginalna salsa wydaje mi sie drobniej pokrojona.
Do dzieła. Kiszona salsa.
Szukamy serialu, o wielu odcinkach(ci co kroją ręcznie to tasiemca, ci z malakserem mogą ograniczyc się do kilku odcinków) albo coś innego przyzwoicie długiego czego nie trzeba bedzie przełączać w trakcie krojenia, bo soku dużo i opapramy sobie pilota, laptopa czy co tam mamy.
Wygodne krzesełko, porządny, ostry nóż, deska, wyciskacz do czosnku….i chyba starczy. A nie-jeszcze słój w którym salsę ukisimy. U mnie słój 3 litrowy.
Z warzyw na 3 litrowy słój:
-2 kilo twardych pomidorów typu Limo, gdzie mało soku
-2 papryki olbrzymy czerwone
-2 papryki olbrzymy żółte
-1 kg ogórków
-2 średnie cebule
-3 ząbki czosnku
-1 spory pęczek koperku, ale taki solidnie spory
-1 łyżka soli kamienej
-1 łyżeczka pieprzu
-ew łyżka miodu(ja nie daję, chyba, że przesolę)
-100 ml oliwy albo oleju o neutralnym smaku
Zapodajemy sobie wizję z czymś tam, byle nie za ciekawa, bo mamy bardziej słuchać niż oglądać, inaczej nigdy nie skończymy. Siadamy wygodnie, lekkie ćwiczenia na rozciągnięcie mięśni. Sprawdzamy czy mamy wszystkie przedmioty potrzebne. Oczywiście nie mamy, bo zapomniałam napisać, że potrzebujemy wielką michę. Więc wstajemy, szukamy michy, ponownie myjemy ręce, bo higiena przede wszystkim i ponownie siadamy.
I zaczynamy.
Początkowo wszystko kroimy w mała kostkę, w miare przysypiania w większą, ale byle do przodu. Aha, koper nie w kostkę, to tak, gdyby ktoś już całkiem przysnął. Nie w kostkę, ale na bardzo drobne kawałki.
Kończymy krojenie. Opatrujemy rany cięte, bo w końcu każdemu może się zdarzyć zagapienie na serial.
Dodajemy do michy przyprawy i mieszamy. Ja się nie cackam i całą ręką, bo inaczej trudno.
Po skończeniu sprawdzamy, czy mamy wszystkie plastry…
I do słoja upychamy. Sok przelewamy też do słoja (zrobi się go dużo, ale to dobrze). Słój zostawiamy w ciepłym miejscu, zakręcony.
I czekamy 3 dni minimum, aż się ukisi. I mamy kiszoną salsę.
Kolory są takie kuszące, że u mnie wyjadają wszyscy szybciej i ukiszeniu nie podlega nawet 50% masy poczatkowej, ale kto by się przejmował.
Ps.Zmieniamy plastry na koniec na suche. I koniecznie zapamietujemy na którym odcinku skończyliśmy tasiemca, bo salsa jest dobra, więc zrobimy ją też za tydzień i za tydzień, a poco się męczyć z szukaniem nowego serialu. I pomyśleć, że można oglądać gnioty z czystym sumieniem, bo przecież w tym czasie robimy coś dla rodziny. Oficjalnie dla ich zdrowia oczywiście się poświęcamy.
Pytanie syna z serii załamujących-A poco to mamo przekładasz do tego słoja?Warto to?Może zostaw w misce, łatwiej się je…..On się wogóle nie zorientował, że to ma się ukisić i myślał, że to na 1 kolacje.
Ręce opadają…
Szeptunka Maria